„o podwójnej mocy". Papier toaletowy, płyn do
prania, płatki kukurydziane dla Patryka, owsiane dla bliźniaków, kasza manna dla Małego Jacka, masło orzechowe, dżem, chleb chrupki na drugie śniadania, krem do golenia i ostrza dla Jacka. Malinda uśmiechnęła się, porównując tę listę z tymi, które jeszcze tak niedawno robiła dla samej siebie. Urozmaicenie. Na tym polegała różnica. Jej listy były takie nudne i monotonne. Zupełnie inne niż listy Brannanów. Każdy mężczyzna w tym domu miał swoje upodobania. To, czego jeden nie znosił, inny uwielbiał. Niełatwo było ich wszystkich zadowolić. I bardzo ci się to podoba, powiedziała sama do siebie Malinda, ziewając sennie. Spojrzała na zegar, ziewnięcie ustąpiło miejsca grymasowi. Jack znowu się spóźnia. Miał być przed siódmą, zjeść z nimi kolację i pomóc Małemu Jackowi w geografii. Tymczasem kolacja była już dawno zjedzona, a na kuchennym stole stał gotowy model wulkanu. Wszystko to dokonało się pod nieobecność i bez pomocy Jacka Brannana. Malinda zmarszczyła nos, patrząc na ogromną bryłę z masy papierowej. Drut, stare gazety, rozwodniony klej i trzy buteleczki farby. Jeśli chodzi o stronę artystyczną, model był udany. Obawiała się tylko o stronę techniczną. Nigdy nie była w tym mocna. 98 JEDNA DLA PIĘCIU Mały Jack potrzebował pomocy ojca i dlatego Malinda jeszcze się nie położyła. Zamierzała odbyć z Jackiem poważną rozmowę na temat jego ojcowskich obowiązków. Od tygodnia, od dnia wspólnej pracy przy rurach w jej domu, unikał jej, a co za tym idzie, i chłopców. Ich rozmowy były krótkie i rzeczowe. Widywali się rzadko, w drodze do pracy czy do łóżka. I Malindzie było przykro. Przykro jej było także dlatego, że powiedziała wtedy, iż żałuje, bo pozwoliła, by sprawy zaszły tak daleko. Nigdy w życiu nie czuła tak bardzo, że żyje, jak wtedy, przez tę krótką chwilę na podłodze w łazience. Wszystkie zakończenia nerwów w jej ciele pulsowały pragnieniem, którego nie potrafiła nazwać ani zrozumieć... a tak bardzo chciała. O Boże, ależ chciała znowu się tak poczuć. Wyglądało jednak na to, że jeśli ma to zależeć od Jacka, to nic z tego. Od tamtej pory unikał jakiegokolwiek z nią sam na sam. A jej było przykro. Światło reflektorów omiotło ścianę kuchni. Wrócił. Malinda wstała. Na dźwięk klucza przekręcanego w zamku zamarła. „Dwa oddechy brzuszne" wyszeptała, ale zanim zdążyła wciągnąć powietrze po raz pierwszy, Jack był już w drzwiach. Oddychaj głęboko, krzyknęła Malinda w duchu. Pamiętaj o oddechu! - Cześć. - Nie patrząc na nią Jack zdjął płaszcz