mieć piątki dzieci, co miesiąc martwić się o związanie
końca z końcem, a każdej nocy modlić się o deszcz, żeby słońce nie spaliło zbiorów. Zaskoczyło go brzmienie jej głosu. -Przykro mi... -Daj spokój. - Westchnęła. - Bywało ciężko, ale tak naprawdę nie zdawaliśmy sobie sprawy z własnego ubóstwa. Wszyscy dookoła żyli tak samo. Mama i tato wcale nie najgorzej sobie radzili. - Zaśmiała się szyderczo. - Ale mama tak się przyzwyczaiła do oszczędzania, że nadal, na przykład, nie wyrzuca tłuszczu wytopionego przy smażeniu boczku ani starych ubrań. A tak na wszelki wypadek robi weki z warzywami i smaży dżemy. - Pokręciła głową. - Mam wrażenie, że są rzeczy, których po prostu nie da się zmienić. Wzięła spodek i poszła przez jadalnię do salonu. Nie miała pewności czy po powrocie zastanie Richarda w kuchni. Postawiła spodek na kamiennej podłodze, pomogła Kelly i kociakowi przenieść się w bezpieczną odległość od ognia i zapytała, czy Kelly ma ochotę na gorącą czekoladę. Odpowiedzią był szeroki uśmiech. Laura wróciła do kuchni i od razu wyczuła, że Richard nadal tu jest. Coś w niej zadrżało z radości, że nie zniknął w swojej wieży. Znalazła paczkę kakao. Zagrzała wodę. -Masz ochotę? -Nie. dziękuję. Jak to możliwe, że te dwa słowa brzmią tak uwodzicielsko? Oboje skrzętnie jak nastolatki ignorowali fakt, że dwie noce temu padli sobie w ramiona. Łatwo jest zachowywać się uprzejmie, gdy nie trzeba patrzeć w oczy. Laura odchrząknęła. Odepchnęła od siebie to erotyczne wspomnienie. -A twoi rodzice, twoja rodzina? -Została mi tylko Kelly. Moi rodzice zmarli w ciągu pół roku, jeszcze przed moim ślubem. -To kolejny powód, żeby się do niej zbliżyć, Richardzie. Niedługo zostaniecie tu tylko we dwójkę. Richard nie był w stanie nawet o tym myśleć. Laura musi zostać. Jakoś nauczy się walczyć z pociągiem do niej. Tym bardziej, że nie mógł pozwolić, by zobaczyła go Kelly. Wiedział, że córka ma już ukształtowany w głowie obraz ojca. Odwróciłaby się od niego, a przez to nie chciał przechodzić. Andrea nie starała się nawet ukryć swojej reakcji, gdy zdjęto mu bandaże. Nie oczekiwał czegoś innego od dziecka. Być może odrobinę większej tolerancji mógł spodziewać się ze strony Laury. Ale nie zamierzał ryzykować. Nie po tym, jak miał ją w ramionach. Nie po pocałunku, który dogłębnie nim wstrząsnął. Jej odrzucenie byłoby zbyt bolesne. -A co z rodziną twojej żony? -Byłej żony - poprawił ją. - Ona też nie miała żadnej rodziny. A przynajmniej nigdy o nikim nie wspomniała. Brak rodziny oznaczał, że Kelly nigdy się nie dowie, jak to jest mieć dziadków, kuzynów. Oboje byli bez siebie tacy osamotnieni. Podjęła jeszcze silniejsze postanowienie, że wyciągnie go z tych jego ciemności.