A poza tym to był jego dom. Może niezbyt okazały, ale własny. Nevada patrzył na pomocną granicę rancza i na
ziemię, którą kupił przed dwoma laty, podwajając w ten sposób powierzchnię swojego gospodarstwa, a przy okazji zdobywając kamieniołom i brzoskwiniowy sad. Kosztowało go to krocie, ale interes zaczął się opłacać, i Nevada powoli wychodził z długów. Zatrzymał się przy kranie z wodą, przekręcił kurek i wsunął głowę pod strumień wody, jeszcze ciepłej od nagrzanych rur. Wkrótce zrobiła się zimna i ochlapał nią szyję i ramiona, a potem wypił duży łyk. To miejsce nie było idealne, ale czuł, że to jego dom. Strząsnął z włosów krople wody i podszedł do szopy. Stał tam bezczynnie traktor, wyprodukowany cztery lata przed jego narodzinami - miał popękane dętki i matowe reflektory. Farba na eksploatowanej przez wiele lat w promieniach bezlitosnego teksańskiego słońca maszynie dawno utraciła połysk. Ale w Johnie Deere wciąż jeszcze tliło się życie. Nevada sprawdził poziom oleju. Wiedział, że będzie jeździł tym traktorem, aż maszyna stanie w polu. Ocierając ręce, zastanawiał się, czy - jeśli wierzyć Shelby Cole - jest ojcem. Nigdy nie sądził, że będzie miał dzieci. Prawdopodobnie dlatego, że nigdy nie znalazł kobiety, z którą chciałby spędzić resztę swojego życia. I nie chciał, żeby jego dziecko dorastało w takich warunkach jak on. Teraz miał córkę. Dziecko Shelby. Cały dzień przetrawiał tę szokującą nowinę. Posunął się nawet do tego, że zadzwonił do starego kumpla z wojska, który został prywatnym detektywem w Houston. Starał się nie myśleć o Shelby. Potrafiła wywrócić czyjeś życie do góry nogami. Zawsze były z nią kłopoty i zawsze będą. No, ale on nigdy nie unikał kłopotów; prawdę mówiąc, był taki czas, kiedy sam się o nie prosił. To było wiele lat temu. Myślał, że już mu przeszło szaleństwo na jej punkcie, że raz na zawsze o niej zapomniał. No cóż, pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. Wystarczyło, że tylko na nią spojrzał i od razu poczuł znajomy żar w lędźwiach i tę przejmującą tęsknotę gdzieś w głębi duszy. Zacisnął zęby i ruszył z powrotem do domu. Żadna kobieta, nawet Shelby, seksowna córka sędziego Cole’a, nie zdoła już wywołać w nim takich emocji, jak ona przed dziesięciu laty. Pogwizdując na Crocketta, Nevada wszedł na tylny ganek, zrzucił buty, zdjął mokrą koszulę i wytarł się nią jak ręcznikiem, a potem wypił piwo. Już miał wejść pod prysznic, kiedy usłyszał warkot silnika i zobaczył tuman kurzu za frontowym oknem. Między żywodębami, którymi był wysadzony podjazd, błysnęła biała plama. Rozpoznał samochód wynajęty przez Shelby. Długi, lśniący cadillac przemknął obok zagajnika blisko skrzynki pocztowej. - Do diabła! - mruknął, wciągając oddech. Po kilku sekundach już wychodził frontowymi drzwiami. Samochód się zatrzymał. Słońce właśnie zachodziło za wzgórzami. Crockett się rozszczekał, ale wystarczyło jedno spojrzenie Nevady, żeby go uciszyć. Shelby wysiadła z samochodu. Nevada zacisnął zęby. W szortach khaki i białym bezrękawniku, z lekko rudawymi włosami odgarniętymi do tyłu, wydała mu się najbardziej fascynującą kobietą, jaką kiedykolwiek widział. Miała długie, opalone nogi, wąską talię i piersi, które 38 były dostatecznie duże, by wypełnić męskie dłonie. Musiał bardzo nad sobą panować, żeby nie myśleć o tym, o czym nie powinien. Oparłszy się ramieniem o słupek podpierający okap ganku, czekał, aż Shelby przejdzie przez bramę. - Znowu tu jesteś? - spytał powoli. - Muszę z tobą pogadać. - Shelby nawet nie siliła się na uśmiech. Wargi miała zaciśnięte, była pełna determinacji. Zepchnęła okulary przeciwsłoneczne nad czoło. Jej błękitnozielone oczy spojrzały na niego z niepokojem. - No proszę, a ja myślałem, że urządziłaś sobie wycieczkę do slumsów. - Nie przyjechałam tutaj słuchać dowcipów - odcięła się, wchodząc po stopniach na ganek. Uniosła ku niemu twarz. Jej oczy były prawie turkusowe, odbijały się w nich ostatnie promyki słońca. - Mów. - Potrzebuję twojej pomocy. Uniósł podejrzliwie brew i nic nie powiedział. Tylko czekał. - Musimy znaleźć Elizabeth. - Naprawdę? - odparł rozwlekle, starając się nie patrzeć na wycięcie jej bluzki i to kuszące coś, co się pod nią kryło. - Tak. - Zabawne. Teraz chcesz mojej pomocy.