- Nie. Harley to nie jest jakiś tam pojazd. To rnotor, krążownik
szos, sposób na życie, ale nie pojazd. To zbyt banalne, zbyt przyziemne określenie dla harleya. - Pani go kocha. - Zabrzmiało to jak stwierdzenie, nie jak pytanie. - Owszem, to prawda. Shey nie czuła się ani trochę zakłopotana. Zdobycie harleya kosztowało ją wiele trudu i wyrzeczeń. Ten motor nie tylko przywoływał drogie sercu wspomnienie. Był czymś więcej. Symbolem drogi, jaką przeszła Shey od czasów, gdy jako dziewczynka z ubogiego domu nosiła ubrania z lumpeksu. - Ale przecież to tylko sposób na przenoszenie się z miejsca na miejsce. - Książę był wyraźnie stropiony. - Harley to coś więcej niż środek lokomocji. Książę z niedowierzaniem potrząsnął głową. - Jechał pan kiedyś takim? - zapytała Shey, choć była w stu procentach pewna odpowiedzi. -Nie. - W takim razie pozwolę sobie czegoś pana nauczyć. Jest ciemny jak tabaka w rogu! Shey wyjęła zapasowy kask i podała go Jego Książęcej Mości. - Proszę to założyć. Spodziewała się, że książę zacznie się opierać, choćby ze względu na misternie ufryzowane włosy, ale zaskoczył ją. Posłusznie, bez słowa protestu wziął kask. Shey założyła swój kask, zwinnie wsiadła na motor i przekręciła kluczyk. Silnik zaryczał. - Proszę usiąść za mną! - zawołała, przekrzykując warkot maszyny. Książę nie kazał się prosić. Nie minęła chwila, a siedział za Shey, mocno opierając się o jej plecy i obejmując ją w talii. Shey poczuła ciarki na plecach. Opamiętała się szybko. To pewnie dlatego, że od miesięcy z nikim się nie spotykała. Zwyczajna reakcja organizmu. Hormony, nic więcej. Wrzuciła bieg i ruszyła. - Niech się pan trzyma! - zawołała, wrzucając dwójkę i zaraz potem trójkę. Wiatr uderzył ją w twarz, prędkość upajała. Jazda motorem zawsze była dla niej najlepszym remedium, lekiem na wszystko. Jednak dziś było inaczej. Może dlatego, że siedzący z tyłu mężczyzna obejmował ją lekko i zamiast uspokojenia, jakie powinno na nią spłynąć, czuła dziwną ekscytację. Brakowało jej tchu. Nie chciała tego teraz analizować. Najważniejsze, to dowieźć księcia do Parker. Niech przyjaciółka sama się z nim rozmówi. Parker każe mu zbierać się do domu i znów wszystko będzie jak dawniej. Parker, Cara i Shey, przyjaciółki jeszcze ze studiów, a dziś współwłaścicielki kawiarni i księgarni, były samowystarczalne. Nie potrzebowały mężczyzn. Z facetami są tylko same problemy.