królewskiemu rodowi ciągłości.
- Jasne, z Parker wszystko byłoby prostsze. Wiele zagrożeń od razu by odpadło. Ona nie musi walczyć o tytuły czy bogactwo. - No właśnie - potwierdził Tanner. - To co, pomożesz mi? Proszę... - Chciałabym powiedzieć, że tak. Teraz bardziej rozumiem twoje podejście, jednak nadal mam inne zdanie. Dla ciebie Parker jest tylko idealnym wyjściem. Niestety, ona nie myśli w ten sam sposób. Bo ona wcale nie chce takiego życia, jakie czekałoby ją przy twoim boku. - To jej przeznaczenie. Urodziła się do tego - nie zrażał się Tanner. - Jednak wybrała inną drogę. - Czasami człowiek nie ma wyboru. - To prawda. Ale jest i druga strona medalu: jeśli nie dostajesz tego, na czym ci zależy, musisz sam po to sięgnąć. - Czy to odnosi się również do ciebie? Sama sięgnęłaś po to, co było dla ciebie ważne, czy raczej zadowoliłaś się tym, co zostało ci dane? - W moim wypadku było inaczej. Nic nie zostało mi dane, na wszystko sama musiałam zapracować. Na to, kim jestem, jak żyję. - Było warto? Shey pomyślała o Carze i Parker, o łączącej ich przyjaźni, o firmie, którą zbudowały od zera. - Tak - odparła. - Było warto. Tanner przez chwilę przyglądał się jej badawczo. Shey nie bardzo wiedziała, dlaczego. W końcu uśmiechnął się i lekko skinął głową. - Dobrej nocy. - Dobranoc - odpowiedziała. Gdy tylko poszedł do swojego pokoju, podniosła się, podeszła do drzwi i powiesiła na klamce swoje klucze. Jeśli ktoś spróbuje otworzyć, zadźwięczą. Wtedy powinna się obudzić. Bo jednak musi choć trochę się przespać. Kto by pomyślał, że deptanie księciu po piętach może być takie męczące? Nazajutrz po południu Tanner definitywnie zmienił: zdanie. Poprzedniego wieczoru był pewien, że wreszcie nawiązała się między nimi nić porozumienia, że Shey zaczyna rozumieć jego racje, jednak ten jej zadowolony uśmieszek mówił sam za siebie. Siedzieli naprzeciw siebie w niewielkiej łódce. Shey pomachała do niego. Całkiem dobrze się bawiła. Jego kosztem. Ledwie wstali, zaproponowała, by wypłynąć na zatokę i zjeść śniadanie na łódce Cary. Cara już wcześniej dała jej klucze. Potem Tanner miał wyruszyć na poszukiwanie Parker. Wiedział, że powinien odmówić. W hotelu był na swoim terenie, pod bokiem miał swoich ludzi, bez trudu mógł pozbyć się Shey i skończyć wreszcie z tą zabawą w kotka i myszkę. Jednak nie zrobił tego. Przyjął jej propozycję. Nie powinien był jej zaufać. Z kobietami najlepiej mieć